Literacek - Integracek czyli opowiadania uczniów SP342

WYDANIE PIERWSZE, kwiecień 2016

Mój najlepszy dzień w czasie ferii

Ferie nie zapowiadały się ciekawie. Ciągłe nieprzyjemności sprawiały, iż czułam, że to będzie najgorszy dzień w ferie. Lecz zdarzyło się coś, co odmieniło go na zawsze.

- Dryń! - zadzwonił dzwonek na ostatnią już lekcję przed feriami. Wszyscy usiedli w ławkach, łącznie ze mną i rozpoczęła się godzina wychowawcza.

- Drogie, dzieci. To już nasza ostatnia lekcja. Dziś chciałabym omówić zasady bezpieczeństwa podczas ferii oraz wasze plany - powiedziała pani Ula, nasza wychowawczyni, zapisując na tablicy wyraz ,,Ferie" - To tak…Kto chciałby opowiedzieć klasie o swoich planach na ferie?

Prawie cała klasa podniosła ręce, oprócz mnie. Nie miałam żadnych planów. Zamierzałam zostać w Warszawie z mamą. Moja mama jest ciężko chora i leży w szpitalu, więc nawet przez myśl mi nie przeszło by gdzieś wyjeżdżać. Wiele dzieci powiedziało, że wyjeżdża do Włoch, czy do Austrii na narty. Niektórzy wyjeżdżali do babci lub rodziny. Po tym jak wszystkie dzieci opowiedziały gdzie jadą, pani zaczęła objaśniać nam czego nie wolno robić, a co można podczas ferii zimowych. Gdy tylko dzwonek zadzwonił wszyscy zaczęli krzyczeć i wybiegli z sali. Ja nie biegłam. Powoli zeszłam ze schodów i poszłam w stronę szatni. Szybko się ubrałam i poszłam ku drzwi.

- Daria! – krzyknęła Amelia, gdy byłam już przed drzwiami – A ty gdzie jedziesz na ferie?

Nic nie powiedziałam. Tylko parę osób wiedziało o mojej mamie i wolałam aby tak zostało.

- Miłych ferii, Ami - powiedziałam nie odpowiadając na jej pytanie. Pod szkołę przyjechał po mnie dziadek. W ciągu 15 minut byłam już w domu. Wypakowałam plecak i zjadłam obiad. Wieczorem wraz z tatą i siostrą pojechałam do szpitala. Rozmawiałam z mamą przez około godzinę, a następnie wróciłam do domu.

Następnego dnia wstałam około ósmej rano. Zjadłam śniadanie, a następnie mój tata zawiózł mnie do Centrum Handlowego „Arkadia”. Musiałam sobie kupić buty, ponieważ w zimę nie wypada chodzić w starych już kozakach. O godzinie 10.00 byłam już na miejscu. Pożegnałam się z tatą i pobiegłam w stronę galerii. Pomimo ferii w „Arkadii” roiło się od ludzi. Zachciało mi się pić. Rozejrzałam się i zauważyłam bar z koktajlami. Szybkim krokiem podeszłam do baru i przeczytałam menu.

- Koktajl truskawkowo-bananowy. To jest to - powiedziałam pod nosem i stanęłam w kolejce. Byłam już przy kasie, gdy zorientowałam się, że nie mam torebki! Musiała zostać w aucie. Odruchowo zaczęłam biec ku wyjściu, by sprawdzić czy mój tata już odjechał. Przed drzwiami uświadomiłam sobie, że na pewno już go tam nie ma. Nie miałam jak do niego zadzwonić, ponieważ telefon miałam w torbie. Umówiłam się z tatą, żeby przyjechał za dwie godziny, więc nie pozostawało mi nic innego jak czekać. Byłam bardzo spragniona, ale nie miałam pieniędzy aby kupić sobie coś do picia. Włożyłam rękę do kieszeni, szukając jakiś drobnych. Znalazłam tylko 3 złote i 15 groszy. Starczyło mi na małego Tymbarka, którego zakupiłam w sklepie Inmedio. Zostało mi jeszcze półtorej godziny, więc postanowiłam, że pooglądam ciuchy w H&M. To mój ulubiony sklep. Jakiś czas przymierzałam różnego typu ubrania. Miałam ochotę kupić je wszystkie. Gdy ubierałam ostatnią już bluzkę z wybranych rzeczy spojrzałam na zegarek. 12.15?! Mój tata już na mnie czeka. Jak najszybciej przebrałam się w moje ciuchy i wybiegłam ze sklepu. Gdy tylko przeszłam przez bramki rozległ się głośny alarm. Dwóch ochroniarzy złapało mnie za barki, a zza ich pleców wyszła rozzłoszczona kobieta.

- Proszę pokazać co masz pod kurtką - powiedział niskim głosem jeden z ochroniarzy. Byłam przerażona. Szybko rozpięłam kurtkę.

- Aha! - wrzasnęła kobieta wskazując palcem na moją bluzkę. Co to?! W pośpiechu nie zdjęłam koszulki! Masakra! - Proszę za mną, do kierowniczki.

Ochroniarze puścili mnie i oddali w ręce kobiety. Ta zaprowadziła mnie do gabinetu kierownika.

- Co się stało? - powiedziała kierowniczka. Wyglądała na łagodną kobietę. Miała uśmiech na twarzy i rozbawione, niebieskie oczy.

- Ta panna próbowała ukraść jeden z naszych towarów! - odezwała się surowa kobieta.

- Jaaaa….Nie zrobiłam tego specjalnie. Nie chciałam nic ukraść. Po prostu w pośpiechu zzaapomniałam zdjąć bluzki - powiedziałam trzęsąc się z przerażenia.

- Nie przejmuj się, moja droga. Wierzę ci, ale niestety muszę zadzwonić po twoich rodziców. Zadzwonisz czy ja mam to zrobić?

- Przykro mi ale nie mam telefonu.

- To zróbmy tak. Ja ci dam telefon, a ty zadzwonisz po rodziców. Znasz numer?

- Oooczywiście…- powiedziałam nadal trzęsąc się ze strachu. Kierowniczka podała mi telefon, a ja szybko wystukałam numer mojego taty. Streściłam mu co się stało, a następnie odłożyłam słuchawkę.

- Jeśli mogę się wtrącić! - powiedziała kobieta z surową miną - Co się stało z twoją ,,niekradzioną" bluzką?

- Musiała zostać w przymierzalni.

- To ty idź z Malwiną poszukać jej, a ja poczekam na twojego ojca – powiedziała pani kierownik. Malwina! Więc tak ma na imię ta kobieta. Posłusznie poszłam w stronę przymierzalni. Za mną szła Malwina, czujnie mi się przyglądając. Weszłam do przymierzalni, w której byłam przedtem. Szukałam na podłodze, na wieszaku, pod malutkim krzesełkiem, lecz nic nie znalazłam.

- I jak? – spytała Malwina, gdy wyszłam. Miałam nadzieję, że mi pomoże, ale chyba się przeliczyłam.

- Nic nie ma – westchnęłam.

- Jeszcze tam poszukaj! - powiedziała wskazując na kosz z ubraniami, których ktoś nie zdążył odwiesić. Kosz wcale nie był taki mały. Przeszukałam cały, lecz mojej bluzki nie było. Malwina w końcu zgodziła się pomóc. Sprawdziłyśmy każdy zakątek wszystkich przymierzalni, lecz to na nic.

- Wygląda na to, że ktoś ją wziął. No trudno. Masz nauczkę.

Razem z Malwiną wróciłyśmy do gabinetu, gdzie już siedział mój tata ze srogą miną. Na pewno był wściekły, ponieważ zabrałam mu tyle czasu, który miał przeznaczyć na pracę.

- Ja i twój tata wszystko sobie wyjaśniliśmy - oznajmiła kierowniczka - Twój tata zapłaci za bluzkę. A jak tam poszukiwanie, Malwina? Znalazłyście coś?

- Nic. Wygląda na to, że ktoś sobie po prostu zabrał tę bluzkę - powiedziała Malwina poprawiając okulary.

- No cóż…Przykro mi. Miło było poznać, do widzenia - powiedziała kierowniczka szeroko się uśmiechając. Razem z tatą wyszłam z galerii. Gdy wróciliśmy do domu czekała na mnie niezła awantura.

- Pewnie jesteś zły…- powiedziałam.

- Jasne, że nie. Każdemu może się zdarzyć.

- Serio?

- Tak. W środku mnie pewnie jest kapka złości, ale to nic - powiedział mój tata uśmiechając się.

Była dopiero 13.00, więc postanowiłam przejść się do parku. Wyszłam z domu, lecz poczułam lekki wietrzyk więc wróciłam i ubrałam grubszą bluzę. Z domu do parku mam zaledwie 10 minut, dlatego nie zmarzłam za bardzo. Ku mojemu zdziwieniu w parku, w którym zawsze roiło się od ludzi, była zaledwie jedna osoba. Na ławce siedziała staruszka ze swoim psem. Miałam zamiar wrócić do domu, lecz stwierdziłam, że przyda mi się pobyt na świeżym powietrzu. Usiadłam na ławce i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam jakby ktoś lizał mnie po spodniach. Otworzyłam oczy i ujrzałam jamnika siedzącego obok mnie. Miał wystawiony język i merdał ogonem. Nagły podmuch wiatru spowodował zimny dreszcz na moim ciele. Poczułam nagły chłód, więc postanowiłam, iż wrócę do domu. Popatrzyłam w niebo. Zapowiadała się niezła ulewa. Tak też się stało. Zanim wróciłam do domu, zaczął lać deszcz. Jak najszybciej pobiegłam ku drzwiom. Drzwi były zamknięte, więc zadzwoniłam. Nikt nie odpowiedział. Puknęłam w drzwi kilka razy, ale bez rezultatu. Czułam, że moja kurtka powoli zaczyna przemakać. Klucze! Zaczęłam szukać ich po kieszeniach, ale nic nie znalazłam. Spojrzałam przez okno. Moje klucze leżały na blacie w kuchni. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do mojej siostry, ale miała wyłączony telefon. Spróbowałam zadzwonić do taty. Gdy już myślałam, że to koniec, ze słuchawki wydobył się głos.

- Halo?

- Tato. To ja, Daria. Gdzie jesteś?

- W pracy. A dokładniej w siedzibie Revenue Group.

- Musisz przyjechać! Leje deszcz, a ja zostawiłam klucze w domu.

- A Klaudii nie ma?

- Nie.

- Już jadę. Będę za około godzinę.

- Godzinę?

- No wiesz, zanim dojadę… Wytrzymasz?

- Postaram się - powiedziałam i rozłączyłam się. Chwilę się zastanawiałam, gdzie mogłabym się ukryć. Rozejrzałam się i pomyślałam, że mogę się schować w sklepie na rogu. Pobiegłam w stronę małego sklepiku zasłaniając się ręką. Wbiegłam do sklepu i wytarłam buty o matę. Byłam cała przemoczona. Praktycznie trzęsłam się z zimna.

- Dzień dobry - powiedziała kasjerka.

- Witam. Mogłabym się tu schować przed deszczem? Tylko 30 min.

- Kupisz coś… możesz zostać - powiedziała żując gumę. Wyjęłam wszystko co miałam. Znalazłam jednak tylko złotówkę i 15 groszy.

- Co mogę za to kupić? - spytałam pokazując kasjerce drobniaki.

- Gumę, jakieś słodycze lub soczek w kartoniku - odpowiedziała. Rozejrzałam się po sklepiku i wybrałam soczek ,,Leon" i podałam go kasjerce.

- Należy się złotówka - powiedziała. Dałam jej pieniądze, a następnie wbiłam słomkę do kartoniku.

Po 30 minutach zauważyłam przejeżdżający samochód mojego taty. Wyrzuciłam pusty kartonik do kosza i wybiegłam.

- Gdzie ty byłaś? - zapytał mój tata.

- Schowałam się w sklepie, by nie zmoknąć jeszcze bardziej.

Gdy tylko weszłam do środka domu pobiegłam na górę i zmieniłam mokre ubranie.

- Apsiuuu! - kichnęłam.

- Masz weź to - powiedział mój tata podając mi krople do nosa. Zakropiłam sobie jedną dziurkę, a następnie drugą. Zapowiadał się mój najgorszy dzień w ferie.

Miałam ochotę do końca dnia nie wychodzić z domu, aby jeszcze coś mi się nie przydarzyło. Jednak mamę musiałam odwiedzić. Po drodze do szpitala kupiłam jej bukiet kwiatów. Moja mama leży w szpitalu już od 3 miesięcy, więc przydało by się by w końcu wymienić kwiaty. Żaden lekarz nie potrafi powiedzieć co jej dolega. Podobno złapała jakąś bakterie, ale lekarze nie wiedzą jak ją leczyć. Miewa wymioty, ma gorączkę. Ale ja trzymam się dobrej myśli. Gdy dojechaliśmy już do szpitala nie zastaliśmy mojej mamy tam gdzie zwykle. Okazało się, że przeniesiono ją na inny oddział. Poszliśmy zgodnie z zaleceniami pielęgniarki i natrafiliśmy na moją mamę. Wyglądała inaczej niż zwykle. Nie była już taka blada.

- Drodzy państwo - przywitał się lekarz - Mamy dobrą wiadomość. Wykluczyliśmy już wiele chorób i ustaliliśmy w końcu co to jest. Wiem długo to zajęło, lecz ważne, że się udało.

- Co to jest? – zapytałam.

- Raczej było. Twoja mama złapała rzadką, ale to bardzo rzadką bakterię. Prawdopodobnie w szpitalu.

- Ale jak to było? - spytałam ponownie.

- Wczoraj po państwa wyjściu podaliśmy leki i dzisiaj stan pacjentki się polepszył. Myślę, że za 2 tygodnie powinno być już na tyle dobrze, że pacjentka opuści szpital - powiedział z uśmiechem lekarz. Na mojej twarzy zawidniał uśmiech. Podbiegłam do mamy i mocno ją przytuliłam.

W kilka minut najgorszy dzień w ferie stał się najlepszym!

Wydaję mi się, że już nigdy nie przeżyję lepszego dnia. Tak się cieszę, podobnie jak cała moja rodzina. Nie warto tracić nadziei.

Autorka: Daria B. 5d

Być niewidzialnym

Ilustracja: Kasia S. 3 h

ROZDZIAŁ 1. "Koralik"

Pewnego wiosennego ranka pod poduszką znalazłam koralik. Był w kształcie gwiazdki koloru różowego. Błyszczał pięknym różowym blaskiem i dziwnie wibrował. Kiedy poszłam do salonu zobaczyłam reklamę lalki, która potrafi być niewidzialna.Bardzo chciałabym ją mieć. Nagle koralik dziwnie zabłyszczał i na moich kolanach pojawiła się ta lalka, aż krzyknęłam z zachwytu. Mama przybiegła z kuchni i jak ją zobaczyła to oniemiała.

ROZDZIAŁ 2. „W domu dzieją się dziwne rzeczy”

Zjadłam śniadanie, wyszłam na dwór i udałam się po lody malinowe. Były bardzo pyszne i słodkie. Wypowiedziałam życzenie i stałam się niewiedzialna. Poszłam do „Kulkolandii” i zaczęłam żonglować kulkami. Wszystkie dzieci były zachwycone, a niektóre przestraszone, że kulki same się unoszą. Gdy wróciłam z „Kulkolandii” mama i tata krzyczeli coś i mówili, że mnie nie ma w domu. Pomyślałam, że spłatam im figla i przeniosę coś w powietrzu. Przeniosłam zapałki a rodzice się przestraszyli, że zapałki chodzą same.

Ilustracja: Kasia S. 3 h

ROZDZIAŁA 3. „Przygoda”

Kiedy wyszłam z domu to poszłam sobie ulicą w stronę parku. W parku dzieci bawiły się w bitwy na liście. Podeszłam do jednego dziecka i rzuciłam w niego liściem. Chłopiec rozejrzał się ale nikogo nie widział, wzruszył ramionami i odszedł. Poszłam dalej, było tu dużo dziewczynek i chłopców. Nagle zobaczyłam pewną grupę dzieci - pewnie to przedszkolaki – pomyślałam. Psociłam dalej innym dzieciom i widać wszystkim się to podobało. Wróciłam do domu zmęczona ale bardzo zadowolona.

Ilustracja: Kasia S. 3 h

ROZDZIAŁ 4. „Basen i dużo różnych rzeczy”

Poszłam na basen i weszłam do przebieralni. Chowałam dziewczynkom klapki, ręczniki i dużo innych rzeczy. Gdy wyszłam z szatni damskiej to poszłam na pływalnię i tam się dopiero zaczęło. Ochlapałam jedną panią, która myślała, że ti inny pan i się na niego rozzłościła. Podstawiłam nogę przy basenie takiemu panu, co runął jak długi na posadzkę. Śmiałam się z niego a ten pan myślał, że to taka grubiutka pani. Hi, hi.

Ilustracja: Kasia S. 3 h

Epilog

Zrozumiałam, że nie zawsze trzeba być niewidzialnym aby się dobrze bawić. Czasami dobrze być niewidzialnym, bo można bezkarnie psocić i robić innym figle. Czasami jednak smutno być niewidzialnym bo nie można się z nikim zaprzyjaźnić i pobawić.

Wasza widzialna Kasia. Pa, pa.

Autorka: Kasia S. 3 h

Ilustracja: Kasia S. 3 h

Ania na górce śniegu

Ilustracja: openclipart.org

Pewnego zimowego dnia Ania obudziła się wcześnie rano. Szybko się ubrała i zjadła śniadanie. Wzięła sanki i wyszła na dwór. Niedaleko jej domu znajduje się górka saneczkowa. Wiele dzieci przychodzi na tę górkę, aby pojeździć na sankach. Kiedy weszła na sam szczyt, spotkała swoją przyjaciółkę Agnieszkę. Obie dziewczynki zaczęły zjeżdżać na sankach. Kiedy się zmęczyły, poszły do domu Ani, a że była pora obiadowa, zjadły pyszny posiłek. Następnie chwilę odpoczęły i znowu poszły pozjeżdżać na sankach. O tej porze jest już mało dzieci, więc lepiej się zjeżdża. Po jakimś czasie zaczęło się jednak robić ciemno i zostały same. Wtedy po Agnieszkę przyszła mama i powiedziała, że muszą wracać do domu. Ania nie chciała jeszcze wracać do domu i pomyślała, że zjedzie jeszcze pięć razy i wtedy wróci do domu. Ledwo zjechała dwa razy, kiedy przyszła po nią mama i zabrała ją do domu. Niezadowolona Ania, która chciała jeszcze trochę pozjeżdżać, niechętnie zjadła kolację, umyła się i poszła spać. Jednak przed spaniem powiedziała mamie, że jutro też pójdzie pojeździć na sankach.

Autor: Małgosia W. 5d

Przygoda

Jest słoneczny, piękny poranek. Do pokoju Izy nagle ktoś wchodzi. Odsłania zasłonki, zapala światło i odkurza. Pewnie się zastanawiacie, kto to może być? Za chwilę się dowiecie. Akurat w tej chwili jest 5.30. Za jakieś pół godziny przychodzi ta sama osoba.

- Córeczko pora wstawać - mówi mama dziewczynki – musisz iść do szkoły. Przed tobą trzecia klasa.

Ze spuszczoną głową Iza wstaje i idzie się szykować i jeść śniadanie.

- Mamo po co jest szkoła? – pyta zaciekawiona – po to, by męczyć dzieci? Czy po to, by kazać im rano wstawać?

- Absolutnie nie po to, co powiedziałaś – mówi mama Izy – szkoła jest po to, by nauczyć dzieci różnych rzeczy. Teraz to masz łatwe zajęcia, ale gdy będziesz w czwartej klasie, to będziesz miała więcej przedmiotów. Córeczko, zrozumiałaś, co powiedziałam?

- Tak – odpowiada na pytanie mamy dziewczynka.

I tak właśnie minął szczęśliwy poranek w domu Izy.

Tymczasem wróćmy do teraźniejszości.

Ilustracja: openclipart.org

Iza właśnie ma plastykę. To jej ulubiona lekcja. Robi teraz pięknego anioła. Najładniej rysuje z klasy 3f. Wszyscy podziwiają jej pracę, lecz ona zawsze im odpowiada tak:

- Każdy może tak rysować, wierzcie w siebie i bądźcie pozytywnie nastawieni.

Za chwilę pani przedziera się przez tłum dzieci i podchodzi do Izy.

- Co się tutaj dzieje? Proszę wróćcie do swoich prac. –powiedziała nauczycielka zadziwiona zachowaniem uczniów, którzy zwykle tak się nie zachowywali. Zaniemówiła przez chwilę patrząc na piękną pracę Izy. Po chwili zaczęła mówić:

– Izo, jaka śliczna praca. Żaden trzecioklasista nie zrobił tak pięknej! Czy chodzisz na jakieś zajęcia plastyczne, że takie cuda tworzysz?

- Nie – odpowiedziała zdziwiona dziewczynka.

Kolejnym przedmiotem jest matematyka, na której jest mnożenie i dzielenie.

- Karolina ile to jest 6 razy 6?- pyta pani wychowawczyni.

- To jest 36 – odpowiedziała odważnie zapytana.

Jeszcze parę pytań się pojawiło. I już za kilka sekund dało się usłyszeć dzwonek. Po przerwie nadeszła pora na lekcję wf. Podczas niej grali w zbijaka, dziewczyny rywalizowały z chłopakami. Jak się domyślacie, to Iza i jej koleżanki wygrały. To była naprawdę świetna gra. Następnie był język polski, na którym było dyktando. A jak chcecie, to wam pokażę kilka przykładów:

……..eka, ……aba, ko…..eń, …….odkiewka, …….yrandol, p….ed, pot…ebne, zabie….e, m…awka, t……eba

I już chwilkę później był dzwonek. Wszyscy pobiegli do szatni. Iza wracała do domu wraz ze swoimi koleżankami. Gdy już doszła, czekała na nią mama, która szykowała w kuchni obiad. Lecz gdy spojrzała na Izę, odeszła od swojej pracy.

- Witaj córeczko! Jak ci minął dzień?

Tak zaczęła się rozmowa pomiędzy mamą Izy a dziewczynką

- Bardzo dobrze. Iw tej chwili Iza pokazała swe arcydzieło – jak ci się podoba?

- Ślicznie! Jak długo to robiłaś?

- Dwie godziny lekcyjne.

- Zrobiłam na obiad gołąbki. Jedz, bo ci ostygną.

Iza zajęła się jedzeniem obiadu. Był przepyszny. Szybko zjadła go i poszła odrabiać lekcje. Gdy już je zrobiła, to poszła na dwór pobawić się z koleżankami. Zabawa trwała aż do wieczora. Była cudowna. Po powrocie do domu Iza zjadła kolację i poszła się szykować do spania. Następnego dnia miała urodziny, o których kompletnie zapomniała. Czekała więc na nią niespodzianka.

Rano gdy wstała, weszła do kuchni i… wszyscy, czyli mama, tata, starsza siostra i jej młodszy brat zaczęli śpiewać: sto lat, sto lat… Gdybyście zobaczyli jej minę, to byście się uśmiali. To była bardzo śmieszna mina. Tort był czekoladowy z wiórkami czekoladowymi i pysznymi truskawkami, malinami i oczywiście świeczkami.

Taką właśnie przygodę miała Iza.

Autorka: Asia S. 5d

Pies

Ośmioletnia Ania to dziewczynka, która bardzo lubi psy, ale nie może mieć swojego. Jej mama ma uczulenie na sierść psów.

Pewnego wieczoru, kiedy Ania z mamą oglądały film, dziewczynka zapytała mamę:

- Mamo mogę psa? Większość moich koleżanek ma psy.

- Aniu, już ci mówiłam, że nie – odpowiedziała mama.

- Ale ja bardzo chcę – rozpłakała się Ania.

- Kochanie, przestań płakać – powiedziała mama Ani – wiesz już, że mam uczulenie na psią sierść.

- To zrób tak, żeby nie mieć – krzyknęła Ania, po czym poszła do swojego pokoju.

Następnego dnia rano Ania ciągle była smutna i obrażona na mamę.

- Aniu – zaczęła mama.

- Już mi mówiłaś, że masz uczulenie – powiedziała dziewczynka.

- Nie przerywaj mi – poprosiła mama.

- Dobrze – zgodziła się Ania.

- Postanowiłam, że pójdę na specjalne badania, dzięki którym dowiem się czy cięgle jestem uczulona – rzekła mama Ani.

- Och naprawdę mamo, ale się cieszę – powiedziała uradowana Ania.

- Wiem, że się cieszysz, ale jak okaże się, że mam uczulenie na sierść? – powiedziała mama – no zbieraj się do szkoły, już późno.

Kiedy Ania z mamą doszły do szkoły, była 7:45. Ania pożegnała mamę i poszła do szatni.

- Trzymam kciuki mamo – zaśmiała się Ania.

- Pa, pa Aniu, przyjdę po ciebie – rzekła mama.

- Pa – powiedziała Ania wchodząc do szatni.

W szkole wszystkie lekcje minęły szybko. Ania pierwsza zbiegła do szatni i zanim wszystkie dzieci przyszły, ona już była gotowa.

- Cześć Martyna, do jutra – powiedziała Ania do swojej przyjaciółki.

- Pa Ania – odpowiedziała Martyna.

Ania szybko wyszła z szatni. Na dworze czekała na nią mama.

- Mamo, dostałam 6 ze sprawdzianu z matematyki – powiedziała uradowana.

- Brawo córeczko – odpowiedziała mama Ani – daj plecak.

- A jak było na badaniach? – zapytała Ania.

- Dobrze – zaśmiała się mama.

- Czyli co? – chciała wiedzieć Ania.

- No, jutro idziemy do schroniska. – odparła mama.

- Naprawdę? – zapytała Ania

- No pewnie.

W sobotę po śniadaniu Ania poszła z mamą do schroniska, żeby wybrać psa. Dziewczynka długo się zastanawiała, aż w końcu wybrała małego owczarka niemieckiego. Trzeba było kupić także smycz i miski itp. Kiedy Ania z mamą doszły do domu, był czas na obiad. Po obiedzie trzeba było wybrać imię dla psa.

- Może Reksio – zaproponowała mama.

- Nie, może lepiej Max? – zapytała Ania – albo nie, jednak nie.

- Czemu? Ładnie.

Długo się zastanawiały i w końcu wymyśliły imię Figa.

Ilustracja: openclipart.org

W niedzielę, kiedy wróciły z kościoła, wyszły z psem na spacer.

- Ładna pogoda – powiedziała Ania

- Wiesz, śmieszna historia, pan doktor powiedział, że nigdy nie miałam uczulenia na sierść psów – zaśmiała się mama.

- Dla ciebie to śmieszne? – zapytała dziewczynka – czekałam marne 2 lata.

- Nie, ale jak pan doktor mi to mówił, to się śmiał – rzekła mama

- Dla mnie to wcale nie jest śmieszne – zaczęła płakać Ania.

Kiedy wróciły do domu, było około 18:00. Na kolację była zapiekanka z serem i szynką. Po jedzeniu Ania poszła się myć, a następnie przeczytała dwa rozdziały książki. Następnego dnia trzeba było wstać rano, ponieważ Ania miała wycieczkę, a zbiórka była o 7:35. Jechali na wycieczkę do Centrum Nauki Kopernik. Kiedy wróciła do domu, była godzina 17:05. Dziewczynka zjadła obiad. Wieczór był taki, jak zwykle. We wtorek, kiedy Ania z mamą szły do szkoły, padał deszcz. Dziewczynka ucieszyła się, kiedy doszły do szkoły, ponieważ była cała mokra.

- Pa mamo. – powiedziała Ania

- Pa kochanie, przyjdę po ciebie. – odpowiedziała mama

Autorka: Małgosia W. 5d

Made with Adobe Slate

Make your words and images move.

Get Slate

Report Abuse

If you feel that this video content violates the Adobe Terms of Use, you may report this content by filling out this quick form.

To report a Copyright Violation, please follow Section 17 in the Terms of Use.